Jakiś czas temu natrafiłam na felieton Rafała Ziemkiewicza,
który zupełnie wywrócił moje wyobrażenie o Sherlocku Holmesie i jego autorze.
Wcześniej, jak pewnie większość czytelników, uznawałam Sherlocka za
"twór" jak najbardziej oryginalny, jednak, jak to zwykle z
"odkryciami" bywa, niekoniecznie laury zbiera ten, kto był pierwszy,
lecz ten, kto trafił na właściwy czas i miejsce.
W swym felietonie (który można przeczytać
tutaj), Rafał
Ziemkiewicz opisuje genezę sławnego detektywa, jak i całej powieści detektywistycznej,
której początki sięgają znacznie dalej niż utwory Arthura Conan Doyle'a. Nie
będę tutaj streszczać całego felietonu, który jest niezwykle ciekawy i polecam
jego lekturę, dość, że jako pierwowzory Sherlocka, wskazuje on na dwie postacie
- C. Auguste'a Dupina, który pojawia się w trzech opowiadaniach Edgara Allana
Poe, oraz pana Lecoq z powieści Emila Gaboriau. Autor przygód Holmesa czerpał
pełnymi garściami z twórczości wyżej wymienionych pisarzy, żeby nie powiedzieć,
że bezczelnie kopiował niektóre wątki i charakterystyki postaci. Postanowiłam
to sprawdzić, przynajmniej częściowo, gdyż na mojej półce już od bardzo dawna
zbierały kurz "Selected Tales" Edgara Allana Poe, w tym trzy o
przygodach C. Auguste'a Dupina. Kilka razy wybiórczo zabierałam się do
przeczytania tej książki, z mizernym skutkiem, gdyż język pana Poe jest dość
zawiły, a czytania wcale nie ułatwiał fakt, że jest to oryginalna wersja
angielska. Tym razem zagryzłam jednak zęby i przeczytałam wszystkie trzy
opowiadania, robiąc przy tym notatki porównujące je do historii o Sherlocku. A
oto, co zapisałam:
Opowiadanie
nr 1 "The Murders in the Rue Morgue" ("Zabójstwo przy Rue
Morgue")
·
Narratorem zarówno tego, jak i kolejnych
opowiadań jest bliżej nieokreślony osobnik, który przyjechał do Paryża w celach
naukowych. Tak samo, jak w opowiadaniach Arthura Conan Doyle'a, mamy do
czynienia z pierwszoosobową narracją uczestnika wydarzeń, którego los zetknął z
niezwykłym człowiekiem, w tym przypadku z Augustem Dupinem. Obaj są zresztą
ludźmi nauki, choćby tylko hobbystycznie, o czym świadczą okoliczności ich
poznania - w bibliotece polowali na tę sama rzadką książkę. Ale na tym
podobieństwa się nie kończą...
·
Dupin, jako przedstawiciel zubożałej szlachty,
znajduje się w nieciekawej sytuacji finansowej, więc nasz narrator proponuje mu
wspólne mieszkanie, przy czym on będzie płacił czynsz, bo i tak potrzebne mu
lokum w Paryżu na czas jego badań. Brzmi znajomo? Jedyną różnicą jest to, że
wynajmują cały dom, a nie jedynie mieszkanie.
·
W opowiadaniu zawarty jest dość długi wywód
dotyczący umysłu analitycznego, który jak najbardziej mógł posłużyć Doyle'owi
do stworzenia cech umysłu Holmesa.
·
Dupin jest ekscentrykiem, którego niecodzienne
nawyki udzielają się jego współlokatorowi - w dzień zasłaniają okna, a wychodzą
na przechadzki tylko nocą, przez większą część czasu siedzą w fotelach i
godzinami prowadzą dysputy lub czytają książki i gazety - sielska atmosfera
żywcem przeniesiona z Baker Street. Albo na Baker Street...
·
Dupin bawi się w "dokańczanie myśli"
swojego współlokatora, a następnie wyjaśnianie zdumionemu, jak na podstawie
jego mimiki twarzy, mijanych obiektów i przedmiotów, na które patrzył, odgadł
ciąg jego myśli i na nie odpowiedział. Dokładnie to samo robił Holmes.
·
Dupin postanawia pomóc policji w śledztwie dla
samej rozrywki, jest także przekonany o niewinności głównego podejrzanego, gdyż
policji brakuje wyobraźni i oczywiście zaaresztowała nie tę osobę, co trzeba.
·
Badając miejsce zbrodni i odtwarzając
wydarzenia, Dupin odrzuca wszelkie "nieprawdopodobieństwa", co
nieodparcie kojarzy się z zasadą działania Sherlocka, aby "odrzucić
wszystko, co niemożliwe, a to, co pozostanie, choćby najbardziej
nieprawdopodobne, musi być prawdą".
·
Integralną częścią fabuły było zamieszczone
przez Dupina ogłoszenie w gazecie, jakie miało "zwabić" do niego
właściwą osobę. Co więcej, przed umówionym spotkaniem z potencjalnie niebezpiecznym
człowiekiem, prosi współlokatora, aby na wszelki wypadek przygotował swoje
pistolety ( co oczywiście ma później swoje echo w postaci rewolweru Watsona,
którym zawsze jest chętny wspomóc swojego przyjaciela).
·
Nawet sam inspektor G. z paryskiej policji może
się kojarzyć z inspektorem Gregsonem, z którym Holmes nie raz współpracował.
Opowiadanie nr 2 "Mystery of Marie Rogêt"
("Tajemnica Marie Rogêt")
·
Określone jest ono jako "sequel do
Morderstwa przy Rue Morgue", ale według mnie jest to najmniej
"holmesowe" z opowiadań Poego. Jest to bardziej jego próba
wykorzystania stworzonej wcześniej postaci detektywa do opisania swojej wersji
wydarzeń w głośnej ówcześnie sprawie morderstwa Mary Cecilii Rogers (z czym się
zresztą nie kryje). A dlaczego najmniej "holmesowe"? Dupin nie
wychodzi w ogóle w teren, a wszelkie informacje czerpie z doniesień prasowych i
na ich podstawie wysnuwa własne wnioski. Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie jest
długie, nudne i przegadane.
·
Natomiast związki z Holmesem również znajdziemy
- czytamy, że po rozwiązaniu pierwszej sprawy, Dupin zyskał uznanie u paryskiej
policji i inspektor G. sam przyszedł do niego po pomoc, kiedy rozwiązanie
zagadki śmierci dziewczyny przerosło możliwości policyjnych detektywów.
·
Narrator-współlokator, na prośbę Dupina, robi
notatki z doniesień prasowych, które detektyw następnie przegląda, stwierdza,
że pominął on wszystkie istotne szczegóły i jeszcze raz sam przegląda gazety,
wyciągając zaskakujące wnioski z pozoru błahych lub niezwiązanych ze sprawą informacji.
Opowiadanie nr 3 "Purloined letter"
("Skradziony list")
·
Tutaj ponownie pojawia się klimat znany nam
później z opowiadań Arthura Conan Doyle'a. Ponownie inspektor G, przychodzi do Dupina po konsultację związaną ze sprawą, tym razem szantażu. Jak wiemy,
Sherlock brzydził się szantażem i szantażystami, tak też i Dupin postanawia
pomóc policji w odzyskaniu kompromitującego listu (sytuacja jakże podobna do
tej opisanej później w opowiadaniach "Skandal w Czechach", czy
"Charles Augustus Milverton").
·
Wysłuchując opowiadania inspektora, Dupin pali
fajkę, a po wyjściu swego gościa długo rozprawia nad brakiem wyobraźni paryskiej
policji.
·
Pojawia się też przebranie, w jakim detektyw
udaje się do szantażysty, oraz zaaranżowane sztuczne zgromadzenie pod oknem
(wystrzał z muszkietu), aby odwrócić uwagę gospodarza (scena prawie dokładnie
jak ze "Skandalu w Czechach").
Mając na uwadze powyższe porównania, do utworów Arthura
Conan Doyle'a można więc zastosować bardzo mądre zdanie, przypisywane sir
Izaakowi Newtonowi: "Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na
ramionach olbrzymów".