Wyobraźcie sobie ponad 150 wystawców, zgromadzonych na
niewielkim obszarze Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie
niedaleko Krakowa. Prezentują ludowe rzemiosło, etno-dizajn, tradycyjne smaki,
ręcznie robione zabawki, ceramikę - jednym słowem wszystko, do czego można
przyczepić etykietki ETNO i FOLK. Dodajcie do tego elementy interakcji ze
odwiedzającymi - warsztaty, instalacje, czy po prostu mnóstwo trawy, na której
można położyć koc i zrobić sobie rodzinny piknik. Taki jest właśnie festiwal ETNOmania,
organizowany co roku przez krakowską fundację NADwyraz. A ja już drugi rok z
rzędu miałam przyjemność tam być.
W zeszłym roku ograniczyłam się tylko do zwiedzania i
zakupów, natomiast w tym roku skorzystałam z okazji i zapisałam się na dwa
rodzaje warsztatów - tworzenia łemkowskiej biżuterii z koralików oraz
filcowania na mokro. Z tego powodu
zwiedzanie i zakupy zostawiłam raczej mojej rodzinie, chociaż sama też zrobiłam
rundę honorową wzdłuż straganów. Ponieważ miałam sobie wybrać jakiś drobiazg
jako prezent urodzinowy, mój zbiór ręcznie robionych ozdób choinkowych
powiększył się o kolejne frywolitkowe gwiazdki i aniołka, tym razem
śnieżnobiałe (kupione u tej samej pani co rok temu).
Pozostałe "łupy" wykonałam już własnoręcznie. Była
to koralikowa bransoletka w kwiatowy motyw oraz naszyjnik i kolczyki z
filcowych ślimaczków.
Pierwszy z tych łupów powstał w gościnnych progach dworu z
Drogini, w którym odbywały się warsztaty łemkowskiej plecionki z koralików.
Oczywiście ograniczony czas, a także w większości znikome doświadczenie
uczestników, nie pozwoliły na zrobienie prawdziwej łemkowskiej krywulki, czyli
rodzaju kołnierza z koralików, który kobiety nosiły na tradycyjnej kamizelce.
Zapytana o to, jak długo robi się taką krywulkę, pani prowadząca odparła, że
około 130 godzin... To dlatego rękodzieło jest takie wspaniałe. Potrzeba tak
wiele czasu, aby powstało.
A oto schemat, jak zrobić kwiatuszkową bransoletkę:
Kolejne warsztaty odbywały się już na scenie, wokół
ogromnego stołu. Jak na moje pierwsze spotkanie z filcowaniem na mokro, efekt
jest zadowalający, choć nie zdawałam sobie sprawy, ile zachodu kosztuje
zrobienie takich ślimaczków. Nie tylko dzieci dobrze się bawiły, wyciskając
mydlaną wodę, ugniatając i rolując filcowy rulon. Zdjęć "w trakcie"
niestety nie zrobiłam, gdyż pryskające wszędzie mydliny i moje mokre ręce nie
za bardzo polubiłyby się z aparatem fotograficznym.
Dzień można było zaliczyć do naprawdę udanych. Nie tylko
zdobyłam kolejne ręcznie robione ozdoby, ale do tego nauczyłam się nowego wzoru bransoletki oraz miałam okazję na poznanie techniki
rękodzieła, z którą do tej pory nie miałam do czynienia. Pogoda również była
fantastyczna i nie zepsuł tego nawet niewielki deszczyk, który trochę nas pod
koniec postraszył i przeszedł.
P.S. Bardzo dziękuję Wojtkowi z fundacji NADwyraz za
zaproszenia, dzięki którym ja i moja rodzina poczuliśmy się jak VIP-y :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz