czwartek, 23 lipca 2015

ETNOmania 2015

Wyobraźcie sobie ponad 150 wystawców, zgromadzonych na niewielkim obszarze Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie niedaleko Krakowa. Prezentują ludowe rzemiosło, etno-dizajn, tradycyjne smaki, ręcznie robione zabawki, ceramikę - jednym słowem wszystko, do czego można przyczepić etykietki ETNO i FOLK. Dodajcie do tego elementy interakcji ze odwiedzającymi - warsztaty, instalacje, czy po prostu mnóstwo trawy, na której można położyć koc i zrobić sobie rodzinny piknik. Taki jest właśnie festiwal ETNOmania, organizowany co roku przez krakowską fundację NADwyraz. A ja już drugi rok z rzędu miałam przyjemność tam być.

W zeszłym roku ograniczyłam się tylko do zwiedzania i zakupów, natomiast w tym roku skorzystałam z okazji i zapisałam się na dwa rodzaje warsztatów - tworzenia łemkowskiej biżuterii z koralików oraz filcowania na mokro.  Z tego powodu zwiedzanie i zakupy zostawiłam raczej mojej rodzinie, chociaż sama też zrobiłam rundę honorową wzdłuż straganów. Ponieważ miałam sobie wybrać jakiś drobiazg jako prezent urodzinowy, mój zbiór ręcznie robionych ozdób choinkowych powiększył się o kolejne frywolitkowe gwiazdki i aniołka, tym razem śnieżnobiałe (kupione u tej samej pani co rok temu).



Pozostałe "łupy" wykonałam już własnoręcznie. Była to koralikowa bransoletka w kwiatowy motyw oraz naszyjnik i kolczyki z filcowych ślimaczków.




Pierwszy z tych łupów powstał w gościnnych progach dworu z Drogini, w którym odbywały się warsztaty łemkowskiej plecionki z koralików. Oczywiście ograniczony czas, a także w większości znikome doświadczenie uczestników, nie pozwoliły na zrobienie prawdziwej łemkowskiej krywulki, czyli rodzaju kołnierza z koralików, który kobiety nosiły na tradycyjnej kamizelce. Zapytana o to, jak długo robi się taką krywulkę, pani prowadząca odparła, że około 130 godzin... To dlatego rękodzieło jest takie wspaniałe. Potrzeba tak wiele czasu, aby powstało.

A oto schemat, jak zrobić kwiatuszkową bransoletkę:


Kolejne warsztaty odbywały się już na scenie, wokół ogromnego stołu. Jak na moje pierwsze spotkanie z filcowaniem na mokro, efekt jest zadowalający, choć nie zdawałam sobie sprawy, ile zachodu kosztuje zrobienie takich ślimaczków. Nie tylko dzieci dobrze się bawiły, wyciskając mydlaną wodę, ugniatając i rolując filcowy rulon. Zdjęć "w trakcie" niestety nie zrobiłam, gdyż pryskające wszędzie mydliny i moje mokre ręce nie za bardzo polubiłyby się z aparatem fotograficznym.

Dzień można było zaliczyć do naprawdę udanych. Nie tylko zdobyłam kolejne ręcznie robione ozdoby, ale do tego nauczyłam się nowego wzoru bransoletki oraz miałam okazję na poznanie techniki rękodzieła, z którą do tej pory nie miałam do czynienia. Pogoda również była fantastyczna i nie zepsuł tego nawet niewielki deszczyk, który trochę nas pod koniec postraszył i przeszedł.


P.S. Bardzo dziękuję Wojtkowi z fundacji NADwyraz za zaproszenia, dzięki którym ja i moja rodzina poczuliśmy się jak VIP-y :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz