poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Trochę z lenistwa...

Kiedy z siostrą byłyśmy dziećmi, stałym punktem Wielkiego Piątku było malowanie pisanek. Każda musiała być oryginalna i jedyna w swoim rodzaju. Standardem było zmywanie nieudanego "dzieła" i malowanie nowej wersji - po kilku takich razach pisanka stawała się brudnokolorowa, jako że używałyśmy do malowania głównie plakatówek. Później mama miała za zadanie odgadnąć, która pisanka jest czyja (prawie zawsze jej się to udawało, wystarczyło trochę znać nasze charaktery, które odbijały się w malowanych jajkach jak na dłoni) i robiła im zdjęcia na pamiątkę. I to było strasznie fajne i każde dziecko też powinno mieć takie swoje chwile kreatywności. Nie odbierajmy im tych chwil gotowymi naklejkami, czy jakimiś otoczkami termokurczliwymi. Jeśli dziecko lubi świnkę Peppę, to niech namaluje ją na pisance.
Ale to było dawno. Od tego czasu urosłam i zrobiłam się leniwa. Na tyle leniwa, że w zeszłym roku wymyśliłam, że zrobię wielorazowe "etui" na jajka, żeby wystarczyło je do nich włożyć i pisanka gotowa. Etui powstały na szydełku i sprawdzają się dobrze - efekt murowany (kiedy na przykład spotkacie znajomych podczas święcenia pokarmów w kościele i oglądacie nawzajem swoje pisanki, jak dziwnie by to nie zabrzmiało).


W tym roku w kościele oglądałam też serwetki do koszyczków. I z przyjemnością stwierdzam, że bardzo dużo trafiało się robionych ręcznie na szydełku. Od razu zmieniają charakter koszyczka, na taki bardziej swojski, tradycyjny. Sama miałam dwie takie w koszyczku, wprawdzie nie moje osobiste dzieła, ale prezent dla mojej mamy od jej znajomej. To bardzo miłe, kiedy ktoś decyduje się podarować drugiej osobie kawałek swojego czasu zaklętego w rękodzieło.



I jeszcze ostatnie kwestia wielkanocna - dekoracje. W przeciwieństwie do Bożego Narodzenia, zupełnie nie mam natchnienia na dekorowanie mieszkania na Wielkanoc. Po prostu uważam, że natura jest na tyle kolorowa w ten czas, że żadne dodatkowe dekoracje nie są potrzebne (zwłaszcza, że przerażają mnie różnego rodzaju jajka i kurczaki "na piku", filcowe podkładki albo inne chińskie badziewie). W tym roku wprawdzie Matka Natura zafundowała nam białe święta, ale w większości przypadków reguła się sprawdza. Jedyną dekoracją, która zawsze wisi u mnie na oknie na Wielkanoc, jest oklejona bibułką wydmuszka, kupiona kiedyś u dawnej współlokatorki (owoc pracy jej mamy podczas produktywnych wieczorów przed telewizorem). Już kilka razy naprawiana i odświeżana w zupełności wystarczy.