Pod koniec marca pojawiła się w księgarniach trzecia część
cyklu "Sherlock, Lupin i ja", opowiadająca o dziecięco-młodzieżowych latach
słynnego detektywa i równie znanych w późniejszym czasie - Arsene Lupina i
Irene Adler. Książkę miałam już w dniu premiery i pochłonęłam ją momentalnie, a
jej ukazanie się skłoniło mnie do przeglądu tego i drugiego podobnego
tematycznie cyklu o przygodach młodego detektywa, które czytam zawsze z ogromną
przyjemnością.
Pierwsza seria książek, wspomniana wyżej, wydana została pod
wspólnym tytułem "Sherlock, Lupin i ja", co sugeruje, że jej autorką
jest Irene Adler i taki zresztą autor widnieje na okładce. Narracja jest
rzeczywiście pierwszoosobowa z perspektywy małej Irene, chociaż pod tym
pseudonimem kryje się tak naprawdę Alessandro Gatti, który wraz z Pierdomenico
Baccalario przyczynił się również do powstania fantastycznego cyklu książek dla
dzieci "Ulysses Moore". Z tym cyklem łączy też serię niezwykle
dopracowana szata graficzna (autorstwa Iacopo Bruno), w której absolutnie się
zakochałam już przy czytaniu "Ulyssesa". Ale książki te to nie tylko
wspaniałe ilustracje. Wydane do tej pory "Trio czarnej damy",
"Ostatni akt w operze" i "Tajemnica szkarłatnej róży" to
prawdziwe perełki książki przygodowej, nie tylko dla dzieci (sama jestem
przykładem tego, że i dorośli mogą się w nich zaczytywać, choć może nie jestem
"modelowym" dorosłym, bo wydaje mi się, że wciąż w jakimś stopniu
pozostałam dzieckiem). Cały pomysł serii opiera się na pytaniu "Co by
było, gdyby Irene, Arsene i Sherlock spotkali się już w dzieciństwie i razem
rozwiązywali zagadki kryminalne?". A w książkach znajdziemy na nie
odpowiedź. Los raz po raz stawia przed młodymi detektywami zagadki do
rozwiązania, z którymi oczywiście nie jest w stanie poradzić sobie policja. I
choć książki te dedykowane są dla dzieci, znajdziemy w nich też trochę drastycznych
scen, zwłok i złoczyńców (choć pewnie i tak znaczniej mniej niż w statystycznej
grze komputerowej), ale też mają one zawsze pozytywne przesłanie, mówiące o
sile przyjaźni, poświęceniu, walce dobra ze złem, aby dobro zawsze zwyciężyło. I
może mało godne pochwały jest ukrywanie przez małych detektywów swojej
działalności przed światem dorosłych (z jednym małym wyjątkiem ;-) ), co
sprowadza się do nieustannego kombinowania, a czasami wręcz okłamywania
najbliższych, jednak na swoje usprawiedliwienie mają to, że zawsze działają w
słusznej sprawie. I często też dostają nauczkę, że kłamstwo nie popłaca.
Z ogromną przyjemnością śledziłam przygody trójki bardzo
wyrazistych głównych bohaterów, od ich spotkania podczas wakacji w Saint-Malo,
poprzez przygody w Londynie i już nie mogę się doczekać zapowiedzianej na
okładce kolejnej części, czyli "Katedry strachu" (dostępnej już po
angielsku).
Autorem drugiej serii, zatytułowanej "Młody Sherlock
Holmes", jest Adrew Lane, ogromny fan Sherlocka Holmesa, posiadający
imponującą bibliotekę związanych z nim książek, który pisze swoje opowieści o
słynnym detektywie za zgodą i aprobatą spadkobierców Arthura Conan Doyle'a.
Skupia się on bardziej na postaci samego detektywa, choć daje mu również do
pomocy dwoje przyjaciół - Virginię i Matty'ego, a więc znowu mamy dziecięce
trio rozwiązujące zagadki kryminalne. Z książki na książkę możemy zaobserwować
powolne zmiany, jakie zachodzą w tytułowym bohaterze, gdy pod wpływem
spotkanych ludzi i wydarzeń, ze zwykłego dzieciaka, jak każdy inny, zaczyna
wyłaniać się powoli detektyw, jakiego znamy z późniejszych (a właściwie to
duuużo wcześniejszych) opowieści. Dowiadujemy się przykładowo, kiedy detektyw zainteresował
się grą na skrzypcach, i gdzie nauczył się wielu zasad, które stosował później
w swoich śledztwach.
Największy wpływ na młodego Sherlocka ma tutaj jego
niezwykły guwerner, Amyus Crowe, Amerykanin, były pracownik Agencji Detektywistycznej Pinkertona, który
przekazuje swojemu podopiecznemu zasady logicznego myślenia i dedukcji, a także
ogólnie uczy go po prostu życia. Razem z młodym detektywem i jego przyjaciółmi
zagłębiamy się w kolejne sprawy, na które (jak to zwykle bywa z młodymi bohaterami)
natykają się mimo woli - tajemnicze zgony przypadkowych (z pozoru) osób, na
których śmierć pozostawia odrażające piętno w postaci pęcherzy na skórze
("Zabójcza chmura"); niebezpieczny osobnik kolekcjonujący rzadkie
gatunki pijawek, który zawsze chodzi w porcelanowej masce ("Czerwona
pijawka"); niewyjaśnione morderstwo w zamkniętym pokoju, którego sprawcą
(jak wskazują na to wszystkie dowody) jest brat Sherlocka, Mycroft, który nie
pamięta zupełnie, co się wtedy wydarzyło... ("Lodowe ostrze").
Nawet nie znając późniejszych perypetii Holmesa w dorosłym życiu,
każda z tych historii jest warta polecenia miłośnikowi dobrej książki. Trzeba
tylko uważać, czytając jednocześnie obie serie, żeby nie pomylić wydarzeń z
jednej i drugiej, ponieważ, co oczywiste, autorzy nie konsultują się ze sobą,
prowadząc dwa odrębne "wszechświaty równolegle". Parę razy zdarzyło
mi się zastanawiać przy czytaniu kolejnego tomu, w którym z tych wszechświatów
aktualnie jestem i jak ma właściwie na imię siostra Sherlocka...
P.S.
Seria "Młody Sherlock Holmes" liczy znacznie
więcej tomów, niż trzy wydane w języku polskim. Są to: "Fire Storm", "Snake
Bite", "Knife Edge", "Stone Cold" i zapowiedziana na
sierpień "Night Break". Czy zostaną przetłumaczone na język polski -
nie wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz